Jak chodzi o Androida, to „jestem jaroszem”, lecąc już cytatem z kreskówek GIT Produkcji. Nie ukrywam, że jestem zagorzałym fanem wszystkiego, co pochodzi spod strzechy Microsoftu. Korzystam z najnowszej odsłony Windows, a Windows Phone gości w moim telefonie. Stąd też przywiązanie i pewna sympatia dla urządzeń działających pod kontrolą systemu giganta z Redmond.
Jednak w kwestii sprzętu, który przyszło mi testować, nadszedł czas, kiedy to głowę należy posypać sowicie popiołem i przyznać, że i Android w tablecie potrafi być interesujący i megafunkcjonalny. Tak właśnie było w przypadku testowanego przeze mnie Samsunga Galaxy Note 10.1 2014 Edition. Flagowy tablet Samsunga z rozszerzonymi funkcjami obsługi rysikiem urzekł mnie nie tylko tym, co mogłem znaleźć w odsłonie Androida według Koreańczyków, ale i niezłym wyglądem – jak na urządzenia Samsunga. Bo i fanem koreańskiego designu nie jestem.
Specyfikacja techniczna Samsunga Galaxy Note 10.1 2014:
– procesor czterordzeniowy – Qualcomm Snapdragon Krait 400 2,3 GHz z Adreno 330 (model z LTE), czterordzeniowy Cortex-A15 1,9 GHz oraz czterordzeniowy Cortex A7 1,3 GHz (model z 3G),
– łączność:
2G: GSM 850/900/1800/1900 – wszystkie wersje
3G: HSDPA 850/900/1900/2100 – wszystkie wersje
4G: LTE 800/850/900/1800/2100/2600 – w wersji LTE
– microSIM,
– wyświetlacz 10,1″ Super Clear LCD, 2560 x 1600 pikseli, 10-punktowy multitouch, 299 dpi,
– WiFi 802.11 a/b/g/n/ac, WiFi Direct, hotspot, DLNA,
– MHL,
– 3G lub LTE: HSDPA: 42 Mbps (LTE), 21 Mbps (3G), HSUPA 5.76 Mbps, LTE, Cat4 50 Mbps UL, 150 Mbps DL,
– Bluetooth 4.0 z A2DP,
– port podczerwieni,
– aparat 8 Mpix, 3264 x 2448 px, autofokus, dioda LED, geotagging, wykrywanie uśmiechu i twarzy, nagrywanie wideo 1080p 60 klatek na sekundę,
– kamerka 2 Mpix, nagrywanie wideo 1080p 30 klatek na sekundę,
– 3.5 mm jack audio,
– Android 4.3 Jelly Bean,
– slot kart microSD,
– 3GB RAM,
– 16, 32 lub 64GB pamięci wewnętrznej,
– akumulator o pojemności 8220 mAh,
– wymiary: 243,1 x 171,4 x 7,9 mm,
– waga: 547 g.
Pudełko trąca minimalizmem, ale jest wszystko, czego trzeba
Samo pudełko utrzymane jest w proekologicznym stylu, jakby było wykonane z dopiero co wyprofilowanego i obrobionego drewna. W środku natomiast mamy niezbyt bogaty zestaw, w skład którego wchodzi oczywiście tablet, ładowarka sieciowa kompatybilna z kablem USB, który równie dobrze może nam posłużyć jako kanał komunikacyjny z komputerem (lub inną ładowarką, do której wepniemy kabel USB). Tradycyjnie już papierologia – czyli instrukcja obsługi i karta gwarancyjna oraz chwytak z końcówkami rysika. Jako, że rysik (który znajduje się w kieszeni ukrytej w urządzeniu) często miewa pewne problemy z gumowaną końcówką (lubi się ona „wytrzeć”), to zmiana jej może być po pewnym czasie konieczna. W moim przypadku było to jakieś półtora tygodnia, ale biorę pod uwagę też to, że nie byłem pierwszą osobą, która owe urządzenie testowała. Zatem ten fakt mogę Note’owi wybaczyć.
Jaki Note jest każdy widzi
A nie jest brzydki, naprawdę! Byłbym parszywym kłamcą, gdybym okrzyknął Note’a 10.1 2014 Edition sprzętem o wątpliwej urodzie. Owszem, koresponduje on do niezbyt lubianej przeze mnie linii estetycznej, jednak w stosunku do poprzedniej wersji nastąpił swego rodzaju skok, ale w czym, o tym opowiem troszeczkę później.
Front urządzenia pokrywa fenomenalny według mnie ekran – 10,1-calowy ekran wykonany w technologii Super Clear LCD wyświetlający treści w rozdzielczości 2560 x 1600 pikseli. To oznacza, że nawet osoby z naprawdę sokolim wzrokiem nie będą w stanie dostrzec na nim ani jednego pojedynczego piksela. Dzięki temu, przeglądanie Internetu staje się prawdziwą przyjemnością – za tym stoi zawrotna liczba niemal 300 punktów na cal. Obraz ani nie jest ziarnisty, ani postrzępiony – brak jest szczelin, w które dałoby się włożyć choćby najostrzejsze żyletki wiodących producentów takich oto akcesoriów. Obraz jest ostry, czytelny w słońcu i co najważniejsze – wyświetlacz gwarantuje genialne kąty widzenia. Kolory nie blakną po wychyleniu tabletu nawet w taki sposób, że nie widzimy już niemalże niczego. Do tego, barwy są świetnie odwzorowane, chociaż według mnie nieco zbyt przesycone i „cukierkowe”, co zauważyłem już właściwie we wszystkich urządzeniach Samsunga. Jednak, biorąc to za swego rodzaju normę, nie będę się tego zbytnio czepiał.
Jasność ekranu także stoi na bardzo wysokim poziomie. Ja stosowałem raczej automatyczny tryb dostosowywania jasności do otoczenia, ale spróbowałem także i ręcznie ustawiać ten parametr. Już przy ustawieniu suwaka jasności w okolice siedemdziesięciu procent musiałem mrużyć oczy, bo ekran wprost chciał mi je wypalić. Stąd szybko migrowałem na niższe ustawienia – natomiast pociągnięcie suwaka maksymalnie w prawo powodowało, że czułem się niemal, jakbym oglądał na żywo wybuch bomby atomowej. Samsung w tej kwestii mocno się postarał, to mu trzeba przyznać. Ale i takie możliwości tego ekranu bardzo się przydają. Słońce, choćby odbijało się od wyświetlacza w bardzo słoneczny dzień, nie miało szans z mocą wyświetlacza, który świetnie sobie radził z warunkami silnego światła z otoczenia. Obraz dalej był czytelny i nic nie przeszkadzało w użytkowaniu urządzenia.
Ekran u dołu okraszony jest trzema przyciskami – tradycyjnie już w urządzeniach z Androidem na pokładzie. Środkowy przycisk jest oczywiście, jak we wszystkich sprzętach Samsunga, fizyczny i jest to przycisk Home. Z lewej strony mamy menu podręczne, z prawej natomiast przycisk powrotu. W tym wypadku miałem ogromny problem z przestawieniem się na obsługę tych przycisków, bowiem wiadomo, że w Windows Phone te dwa skrajnie położone względem siebie przyciski są umieszczone odwrotnie i kiedy już przyzwyczaiłem się do interfejsu według Androida, w swoim telefonie notorycznie zamiast „wstecz” wciskałem przycisk wyszukiwania. Ale za przyzwyczajenia nie będę rugał urządzenia z Androidem. Ważne jest to, że środkowy przycisk Home ma odpowiedni skok, niezbyt twardy, ale i nie za miękki, a dotykowe przyciski powrotu i menu podręcznego reagują odpowiednio, a i ich obszary „dotykalności” są umiejscowione poprawnie i na odpowiednio dużym obszarze. Nie ma zatem mowy o tym, by mieć problemy z trafieniem w te przyciski.
Samsung, tradycyjnie już, rezygnuje z dotykowych przycisków ekranowych i to naprawdę ma sens, zwłaszcza w przypadku takiego urządzenia, jakim jest Note 10.1. Tutaj powierzchnia ekranu jest na wagę złota, zwłaszcza, że ten tablet to mistrz organizowania przestrzeni pracy, ale o tym za chwilę.
Górna część frontu urządzenia, to oprócz logo producenta miejsce na kamerę do wideorozmów po prawej, a następnie czujnik światła – jakże ważny w wypadku akurat tego sprzętu. Kamerka do wideorozmów potrafi… robić nawet niezłe selfie. W interfejsie sterowania aparatem fotograficznym od razu przełączamy się w tryb robienia inteligentnego portretu i ulepszania uwiecznionej w obiektywie aparatu facjaty. Tym samym każdy, kto sobie zrobi zdjęcie tym tabletem, może być piękny. Nawet ja ;)
Tył tabletu… zaskakuje. I to mocno. To już nie jest ten „chamski plastik”, z którym mieliśmy do czynienia poprzednio. Tym razem… to też jest plastik, tyle, że korespondujący z niebagatelną ceną, którą przyjdzie nam zapłacić za to urządzenie. Mowa tutaj o tylnej pokrywie będącej imitacją skóry, która to wizualnie się udała. W dotyku od razu wiadomo, że to nie jest skóra. Prawdziwe wyroby wykonane z tego materiału są „ciepłe” i miłe w dotyku. Uginają się one punktowo pod naporem palca i po prostu pachną. A tutaj mamy do czynienia z plastikiem, który, co prawda się ugina, ale nienaturalnie, jakby cała tylna pokrywa reagowała na naciśnięcie palcem, jest zimna w dotyku i nie pachnie jak skóra. Nie mam pretensji do Samsunga, bo to i tak wielki skok w stosunku do tego, czym raczono nas poprzednio. Ale skóra to jednak nie jest. Cóż, szkoda. Ważne jest jednak to, że tablet pewnie trzyma się w dłoni i po pewnym czasie człowiek pozbawiony jest obawy, że niechybnie się on ześliźnie z palców i upadnie. Faktura tegoż materiału sprawia, że chropowate części zatrzymują się świetnie na palcach i podczas swobodnego użytkowania tabletu całość jest stabilnie umocowana w dłoniach i o ile będziemy w miarę uważni, tablet nie wyląduje na podłodze. Skoro o tylnej pokrywie mowa, nie może zabraknąć tutaj krótkiego opisu aparatu fotograficznego. Ten tablet oprócz tego, że jest świetnym urządzeniem do konsumpcji treści, to do tego jeszcze robi bardzo przyzwoite zdjęcia. Do dyspozycji mamy 8-megapikselowy aparat z lampą LED i sam byłem zaskoczony tym, jak dobre ujęcia wychodziły spod oka tego obiektywu.
Po bokach znajdziemy głośniki znajdujące się w górnej części krawędzi. Są dwa – pracują w trybie stereo i grają naprawdę ładnie, jak na urządzenie mobilne. Przez okres testowania tabletu używałem go jako budzik – mnie akurat obudzić jest trudno i już kilka razy miałem przez to pewne problemy, choćby ze zdążeniem na uczelnię. Dlatego właśnie doceniłem walory wbudowanych w urządzenie głośników, a i muzyka odtwarzana była czysto, głośno i bez charczenia. Lewa krawędź tabletu to także miejsce na wejście jack 3,5 mm. Z prawej natomiast mam nieco więcej do opisania – od dołu znajduje się tam slot na karty micro-SD, microSIM oraz kieszonka na rysik, znajdująca się na samej górze owej krawędzi. Urządzenie wskazujące w postaci podobnego do długopisu rysika mieściło się w swoim miejscu bardzo pewnie, wchodziło bez żadnych oporów, a i jego wyciąganie nie stanowiło większych problemów. Także i nie obawiałem się o to, że rysik omyłkowo mi wypadnie i zwyczajnie się zgubi.
Dolna krawędź urządzenia to miejsce dla wejścia micro-USB OTG, a góra to: przycisk zasilania/wybudzania ekranu, regulator głośności oraz port podczerwieni. Nie oznacza to jednak, że jest to typowy port komunikacyjny, służący do wymiany danych. Tablet ten potrafi współpracować z urządzeniami Samsung Smart TV jako pilot lub urządzenie wskazujące, jak chodzi o sterowanie takim telewizorem. Nie miałem jednak możliwości sprawdzić tego zastosowania, więc nie mogę powiedzieć na ten temat zbyt wiele. Zastanawiam się natomiast nad tym, jak miałoby wyglądać obsługiwanie telewizora z poziomu takiego tabletu. Cóż, może nie jestem w stanie docenić walorów takiego rozwiązania z powodu braku możliwości przetestowania owej funkcjonalności. Przyjmijmy zatem, że jest to miła wartość dodana do urządzenia i pewien sposób na unifikację rodziny urządzeń Samsunga.
Tablet do zadań naprawdę specjalnych
Jeżeli jest tutaj ktoś, kto nazwałby tablet Galaxy Note 10.1 2014 Edition urządzeniem zwykłym, pospolitym, bardzo bym się w tej kwestii kłócił. Bowiem dla mnie, to urządzenie mianem pospolitego uznane być nie może. Nie bez powodu mamy tutaj do czynienia ze sprzętem z linii Note. Definicja jego naprawdę wielkiej funkcjonalności nie zamyka się tylko w zakresie dodanego do tabletu rysika, ale rozszerza się na ogrom możliwości idących za tym, że ów rysik właśnie pozwala na dużo więcej niż w przypadku innych tabletów.
I przyznam szczerze, że popełniłem ogromny błąd w stosunku do tego urządzenia na samym początku testów. Przez kilka dni rysik był przeze mnie traktowany nieco po macoszemu. Jest, bo jest i nic poza tym. Tym samym traktowałem Note’a jako zwykły tablet, który sprawuje się tak samo, jak reszta podobnych do niego sprzętów. Jak wielkim błędem się to okazało dowiedziałem się dopiero wtedy, gdy wyjąłem rysik z kieszonki i zacząłem ponownie odkrywać to urządzenie, jednak już wtedy w akompaniamencie z dodanym do tabletu „magicznym piórkiem”.
Z natury jestem przyzwyczajony do obsługi urządzenia mobilnego tylko palcami. Znowu wkrada się tutaj kwestia moich przyzwyczajeń, które utrudniły mi odrobinę odbiór urządzenia. Byłem także w pewien sposób uprzedzony do rysika, głównie ze względu na to, że pamiętam jeszcze urządzenia typu PDA, które także były okraszane w rysik i niestety moje doświadczenia z tego typu sprzętami nie należały u mnie do najprzyjemniejszych. Z uwagi na oporowe wyświetlacze tychże urządzeń, trzeba było użyć odrobinę siły, co przekładało się na ogólny niekorzystny komfort korzystania ze sprzętu. Kiedy jednak zacząłem korzystać z dołączonego do urządzenia rysika, wszelkie moje uprzedzenia odeszły w niepamięć. Mało tego, zastanawiałem się, dlaczego na przykład obecne phablety Nokii z Windows Phone, czy też hybrydy z Windows 8.1, nie są masowo oferowane wraz z rysikami i czy taki sposób korzystania z tych urządzeń nie byłby swego rodzaju fenomenem. Dla mnie rysik sprawdził się aż nadto.
Jako że Samsung na potrzeby takiego właśnie sposobu obsługi interfejsu mocno przerobił Androida w Note 10.1, rysik staje się w obliczu tego sprzętu czymś niezastąpionym, niezamienialnym, a ostatecznie, gdy rysik się pokocha – niezbędnym. Po kilku dniach korzystania z rysika zacząłem się zastanawiać, jaki byłby ogólny odbiór tego urządzenia przeze mnie, gdyby nie ten rysik? Zapewne nie doceniłbym Note’a w taki sposób, w jaki to robię dzisiaj. Z dozą zazdrości, pożądania, ale i uznania dla inżynierów koreańskiego producenta. Rysik ten to mistrzostwo, nie tylko w sensie funkcjonalnym, ale i ergonomicznym. Świetnie leży w dłoni, jest odpowiednio wyważony. Pewnie trzyma się go w palcu, a i oferuje szereg ciekawych funkcji, które podnoszą walory całości urządzenia. Strach go zgubić po prostu, zwłaszcza, że nie jest on zbyt tani, jak na „tylko rysik”.
Bez rysika nie ma Note’a
Ten akapit mógłby się skończyć takim stwierdzeniem, ale na opisanie walorów tego małego, acz bardzo funkcjonalnego urządzenia muszę poświęcić osobny akapit. Rysik ten staje się symbolem szczególnej linii w środowisku urządzeń Samsunga. Tak, jak wspomniałem w nagłówku – bez owego rysika nie byłoby Note’a.
Rysik dołączony do urządzenia to podłużny kawałek plastiku okraszony „aluminiowymi” wstawkami na jego przeciwległym do gumowanego wskaźnika końcu. Owe metalowe wykończenie świetnie koresponduje z ramką okalającą całego Note’a i dopełnia jego wygląd podczas gdy rysik grzecznie siedzi w kieszeni tabletu. Gumowana końcówka składa się z małej wypustki na końcu urządzenia, którą to dotykamy urządzenia celem nawigacji po jego interfejsie. Wcześniej o tym wspominałem i zmuszony jestem to powielić – owa końcówka się zużywa i zapewne po okresie kilku tygodni intensywnego korzystania z tabletu będziemy zmuszeni ją wymienić. A to jest bardzo proste za sprawą wymiennych końcówek dołączonych do akcesoriów urządzenia. Wymiana także jest bardzo prosta, wystarczy wyciągnąć dołączonym do zestawu chwytakiem wytartą końcówkę i zastąpić ją nową.
Ciekawostką jest fakt, że rysik wcale nie musi dotykać urządzenia, by mógł on współpracować z urządzeniem. Zbliżenie go do ekranu w odległości ok. 1,5 centymetra poskutkuje pojawieniem się malutkiego okręgu podążającego za ruchem rysika na ekranie. Wraz z tym, jak ten wskaźnik pojawia się na ekranie, możemy użyć poleceń wskazywania, które są mocno związane z owym rysikiem. A aktywować je możemy za pomocą przycisku znajdującego się mniej więcej w 2/5 jego długości licząc od gumowanego wskaźnika rysika. Jego wciśnięcie spowoduje wywołanie menu w kształcie wycinka okręgu o szerokim kącie. Wtedy zaczyna się zabawa na całego.
Wywołanie menu „polecenia wskazywane” to dopiero początek przygody, jaką każda z osób powinna przeżyć podczas pracy z tym urządzeniem. Notatka z akcji – pozwoli nam wykonać w dowolnym momencie i odpowiednio szybko notatkę zapisywaną za pomocą rysika tak, jakbyśmy to robili na przykład na malutkiej karteczce. W taki sposób zapisana notatka może nam posłużyć potem jako dane do zapisania kontaktu lub do wybrania numeru telefonu. Bo jak zapewne wiecie, ten tablet rozpoznaje pismo. I o ile piszemy czytelnie, robi to dobrze. Gorzej jest, jeżeli za ten tablet zabierze się ktoś, kto pisze jak typowy lekarz. Album z wycinkami pozwala na pobranie z ekranu wycinka – czy to tekstu, czy to zdjęcia – i dodanie go do albumu celem udostępnienia w serwisie społecznościowym, czy to do zapisania i zatrzymania na później. Po wywołaniu tego menu obrysowujemy po prostu na ekranie obszar, który chcemy wyeksportować, a urządzenie zajmie się resztą. Pisanie po ekranie – to nic innego, jak wykonanie zrzutu ekranu i dołączenie do niego własnych notatek, wskaźników, zaznaczeń celem wyróżnienia ważnych lub interesujących treści. S Szukacz – to akurat funkcja szybkiego przeniesienia się do zaawansowanego wyszukiwania we wszystkich zasobach dostępnych w urządzeniu. I na samym końcu – Okno Rysika, wyskakujące okienko służące do wywołania obszaru, po którym można swobodnie rysować za pomocą S Pen.
Ponadto, rysik ten jest niesłychanie precyzyjny, jeśli chodzi o poruszanie się po interfejsie tabletu. Sposobów na wykorzystanie tego zjawiskowego akcesorium jest mnóstwo. Jest świetny, jak chodzi o przeglądanie Internetu i jeszcze lepszy w trakcie czytania książek. Studiując nie noszę ze sobą żadnych materiałów na kartkach – oczywiście posiadam kilka wraz z długopisem na wypadek wejściówki czy ćwiczeń wymagających ode mnie napisania czegoś na kartce. Ale na przykład czytając książkę czy artykuł na zajęcia jestem w stanie, dzięki temu rysikowi, zaznaczyć sobie te strony, akapity, bądź porcje treści, które są ważniejsze od reszty i móc je potem szybko znaleźć.
Współdzielenie ekranu
Bardzo ważną funkcją Galaxy Note 10.1 2014 Edition, jak i wszystkich urządzeń z rodziny Note, jest fakt, że obsługują one dzielenie ekranu między dwie aplikacje. I tak oto można podzielić ekran na pół w pionie i poziomie między Facebooka i przeglądarkę czy też skrzynkę mailową. Możliwości jest mnóstwo. Niektóre z tych programów można wywołać także jako odrębne od reszty okna, jak na wzór systemu Windows. Nic nie stoi na przeszkodzie, by sobie otworzyć za pomocą rysika kalkulator i umieścić go w okienku, które możemy dowolnie przesuwać po ekranie. Ta z pozoru błaha funkcjonalność wyróżnia ten tablet spośród wszystkich, które testowałem. To argument koronny w kwestii nazwania tego urządzenia sprzętem do „zadań specjalnych”. Takim tabletem właśnie jest – nie da się tego ukryć, a i na każdym kroku Note 10.1 zdaje się to przypominać.
Moc adekwatna do ceny
Snapdragon 800 znajdujący się w tym urządzeniu, to – jak wiadomo – demon prędkości. Taktowany jest zegarem 2,3 GHz na każdy rdzeń Krait, a jest ich w tym urządzeniu 4. Praktycznie we wszystkich benchmarkach znajduje się on na samym szczycie i tym samym od razu wiadomo, że poradzi sobie on z właściwie wszystkimi scenariuszami użytkowania. Czy to jesteśmy raczej tytanami pracy i pracujemy aktywnie na kilku aplikacjach jednocześnie, czy też lubimy sobie czasami pograć w wymagające gry. Prawdziwą przyjemnością dla mnie było granie w Injustice: Gods among us. Ten tytuł pozwalał mi na kilkugodzinne nawet oklepywanie facjat znanych mi z komiksów superbohaterów w świetnej jakości obrazu i bez choćby jednego przycięcia się urządzenia. Oczywiście nie byłem tym zaskoczony, z uwagi na przeczytaną wcześniej specyfikację urządzenia. Natomiast już samo zetknięcie się z niewiarygodnie wysoką wydajnością tego tabletu to bardzo przyjemne uczucie. Po prostu – fajnie jest pracować na sprzęcie, który nie dość, że dobrze wygląda, to jeszcze świetnie działa.
Warto dodać, że tablet ten wspomagany jest przez układ graficzny Adreno 330 (w wypadku modelu z LTE, zatem P-605) oraz 3 gigabajty pamięci RAM. Te naprawdę świetnie wyglądające na papierze liczby to jednak mus w wypadku urządzenia, które obsługuje tak wielką rozdzielczość ekranu i obfituje w tyle świetnych funkcji. No i cena urządzenia jest nie byle jaka, bowiem za nie przyjdzie nam zapłacić około 2,5 tysiąca złotych. Zatem nie jest to cena osiągalna dla każdego Kowalskiego.
Czas pracy na baterii adekwatny do przeznaczenia
Co tu dużo mówić – zastosowana w urządzeniu bateria o pojemności 8220 mAh dawała sobie radę nawet przy moim modelu użytkowania tabletu. Oczywiście, podczas grania w wymagające gry 3D czas pracy kurczył się do niezdrowych granic. Ale w typowych zastosowaniach: 3 godziny tetheringu, kilka godzin przeglądania Internetu za pośrednictwem 3G, rozmowa przez komunikatory, edycja plików tekstowych, czytanie książek – potrafiłem zmusić Note’a do nieprzerwanej cyklem ładowania pracy nawet półtora dnia. Jak na taki kombajn, jest to bardzo przyzwoity wynik. Pamiętajmy, że mamy tutaj do czynienia z niewiarygodnie jasnym i szczegółowym ekranem oraz mocnymi podzespołami. Ten sprzęt nie ma się czego wstydzić w obliczu konkurencji – czyli jest w normie. Tak, jak powinno być, nie za mało, ale i nie nadzwyczajnie dużo.
Bo i nie jest to sprzęt dla każdego Kowalskiego
Umówmy się, Samsung Galaxy Note 10.1 2014 Edition zmarnowałby się w rękach osoby, która na nim nie pracuje. Ogrom przydatnych funkcji połączony z niesamowitą wydajnością, świetną wartością dodaną w formie przydatnych aplikacji oraz genialnego rysika sprawiają, że to nie cena jest wyznacznikiem jego targetu na rynku, a jego bogate zastosowanie. To urządzenie dla osób bardzo aktywnych zawodowo – które cenią sobie nie tylko niebagatelny design urządzenia z którego korzystają, ale i jego możliwości i wydajność. Takim sprzętem jest właśnie Galaxy Note 10.1 2014 Edition. Ładny, szybki i funkcjonalny.
Jeśli szukacie tabletu do multimediów, muzyki, filmów i gier – odpuśćcie sobie Galaxy Note 10.1 2014! To tak, jakby husky’ego w bloku trzymać, aż żal marnować taki potencjał. Ten tablet jest stworzony do pracy, a multimedia i zaawansowana konsumpcja treści to tylko miły dodatek do bogatej oferty możliwości tego genialnego sprzętu.
Plusy:
– świetny design,
– wielkie możliwości urządzenia (oraz nakładki), dzięki obecności rysika S Pen,
– zadowalający stosunek czasu pracy na baterii do wydajności i parametrów,
– wydajność pozwalająca na komfortową pracę i nie tylko,
– bezproblemowe wyszukiwanie sieci komórkowych, świetny zasięg,
– niezwykle czytelny i jasny ekran.
Minusy:
– bardzo wysoka cena (to należy traktować jednak jako normalna rzecz, mimo wszystko),
– gumka w rysiku potrafi się szybko wytrzeć,
– imitacja skóry – wolałbym jednak zobaczyć z tyłu prawdziwy, szlachetny materiał.