12 miesięcy z Orange Flex – i nadal jestem na „tak”

fot. Andrzej Libiszewski | Tabletowo.pl

Jeden dzień zajęło mi podjęcie decyzji o migracji do Flexa. Minęło 12 miesięcy i z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że to była doskonała decyzja. Choć początkowo nie taka oczywista.

Skąd przybywamy, dokąd zmierzamy

Na wstępie chcę powiedzieć, że kiedy podejmowałem decyzję o migracji, byłem już zadowolonym użytkownikiem Nju z abonamentem, czyli klientem sieci Orange.  Poza brakiem limitów na rozmowy i wiadomości SMS/MMS, do dyspozycji miałem, ze względu na staż, 60 GB transferu do wykorzystania. Płaciłem także dodatkowe 9 zł za drugą kartę z dodatkowym numerem w ramach tego samego limitu. Używałem jej zwykle w którymś z urządzeń testowych lub w nawigacji. Decyzja o przejściu do Orange Flex wiązała się zatem ze zmianami, które (liczbowo rzecz biorąc), nie były do końca korzystne. Skąd zatem taka, a nie inna decyzja?

Druga karta SIM

Złożyło się na nią parę elementów, ale zacznę od najważniejszego, a była nim druga karta SIM . No tak, ale przecież miałem taką w Nju Mobile, nieprawdaż? I tak, i nie. Dodatkowa karta we Flexie działa inaczej – jest na niej aktywny ten sam numer i ten sam zestaw usług, co w przypadku głównej karty. Jeśli obie karty będą umieszczone w telefonach, to nadchodzące połączenie będzie można odebrać na dowolnym z nich, podobnie docierać będą SMSy. Dzwonienie jest oczywiście możliwe z obu kart i odbiorca zawsze zobaczy nasz główny numer.

Druga karta SIM i testowy Note 10 Lite

No a po co to wszystko? Pierwszy z brzegu przykład: otrzymuję do testu telefon. Wkładając do niego dodatkową kartę Orange Flex mogę używać go niemal całkowicie zamiennie z głównym urządzeniem. Wszelkie porównania są w takiej sytuacji zdecydowanie bardziej wiarygodne. Ale taka zamienność przydaje się nie tylko w sprzęcie testowym. Jestem użytkownikiem iPhone’a, lecz jadąc na wycieczkę rowerową posługuję się wzmacnianym telefonem na Androidzie, z uruchomioną nawigacją turystyczną, dostępną wyłącznie na ten system. Orange Flex pozwala mi zabrać na wycieczkę jedno urządzenie zamiast dwóch.

Elastyczność

Drugim powodem migracji okazała się elastyczność oferty. Aplikacja zarządzająca pozwala zmieniać niemal dowolnie dostępne plany: paczkę danych można zwiększyć natychmiast, a następnie zmniejszyć w kolejnym okresie rozliczeniowym. W każdej chwili można wybrać którąś z dodatkowych „przepustek” (Music Pass, Video Pass), pozwalającą na dowolne korzystanie ze wybranych serwisów streamingowych bez wykorzystywania paczki danych. Ich przydatność przetestowałem dokładnie podczas wyjazdu urlopowego z rodziną. Podczas kilku dni kiepskiej pogody jeden z telefonów z Flexem pracował jako router z podłączonym do telewizora Chromecastem. Dziecko zamiast się kosmicznie nudzić, mogło oglądać swoje ulubione bajki, a i rodzice mieli co robić. Kosztujący 20 zł miesięczny Video Pass pozwolił nam pochłonąć materiał, który normalnie zużyłby ponad 120 GB danych – a limit w moim podstawowym Planie wynosił 50 GB.

Nowoczesność

Trzecim i bodaj najciekawszym czynnikiem, jaki skłonił mnie do zaprzyjaźnienia się z Orange Flex była nowoczesność. Nie jest to być może pierwsza w Polsce usługa zamknięta w aplikacji i zastępująca abonament subskrypcją, jednak jako pierwsza nie wydawała się uboższą siostrą w porównaniu do innych ofert – już na starcie zaooferowała obsługę eSIM, której nie ma do tej pory żaden inny polski operator. W momencie migracji co prawda nie mogłem jeszcze z niej skorzystać, lecz sytuacja miała ulec zmianie w perspektywie kilku miesięcy i uznałem, że skoro już na starcie operator się tak stara, to później gorzej nie będzie :). Obecnie eSIM może być zarówno kartą główną, jak i dodatkową, a przy tym działa nie tylko na telefonach, lecz także na wybranych smartwatch’ach. Lista urządzeń, na których możemy skorzystać z eSIM w Orange Flex wygląda następująco:

Migracja

Przenosiny do Orange Flex zajęły zaskakująco mało czasu. Ponieważ byłem użytkownikiem Nju, to po podaniu danych w aplikacji, sieć automatycznie mnie „rozpoznała”, pozwalając na dokończenie procesu bez konieczności weryfikacji tożsamości. Nie musiałem też wymieniać karty SIM. Wystarczyło tylko dodać kartę płatniczą. Po pobraniu pierwszej opłaty, fizyczna karta SIM Nju została zdezaktywowana, a po kilku chwilach ponownie aktywowana już w Orange Flex. Czas aktywacji numeru we Flex to dosłownie kilkadziesiąt sekund. Użytkownicy przenoszący numery z innych sieci lub włączający nowy numer oczywiście potrzebują także nowej karty, którą można zamówić gratis w aplikacji i odebrać od kuriera, uzyskać w salonie lub za kilka zł kupić w jednym z licznych punktów partnerskich. Posiadacze zgodnych urządzeń mogą, jak już wspominałem, na tym etapie wybrać eSIM – wirtualna karta aktywowana jest w sposób najprostszy z możliwych, automatycznie wprost z aplikacji. Trwa to kilkanaście sekund, po których można już normalnie korzystać z telefonu. Większość smartfonów pozwala przy tym na trzymanie w pamięci do czterech wirtualnych kart i wybór potrzebnej za pomocą odpowiedniego przełącznika w ustawieniach.

Oferta

Od momentu premiery oferta Orange Flex doczekała się kilku korekt i rozszerzeń. W chwili obecnej dostępne warianty to:

Każdy zawiera w cenie Social Pass, pozwalający na korzystanie z wybranych mediów społecznościowych bez wykorzystywania transferu danych . Masz również  możliwość szybkiego włączenia Music Pass oraz VideoPass bezpośrednio w aplikacji.

Użytkownik główny może także aktywować w ramach oferty Flex Rodzina nawet pięć dodatkowych numerów, wybierając jeden z powyższych Planów lub specjalny, dodatkowy Plan za 15 zł, który zapewnia połączenia i wiadomości bez limitu, lecz nie posiada własnego pakietu danych. W zamyśle najtańszy wariant przeznaczony jest dla osób nie korzystających z internetu, może być jednak wsparty danymi przekazywanymi przez innych użytkowników, niekoniecznie z grupy rodzinnej. Przekazywać gigabajty może zresztą każdy z każdym, pod warunkiem, że wszyscy korzystają z Flexa.

Miłe drobiazgi

Flex jest bardzo przyjemną w użyciu usługą nie tylko dzięki przemyślanej ofercie. To także drobiazgi, o których nie myśli się, dopóki nie są potrzebne. Weźmy połączenia i SMSy premium, które – nieostrożnie użyte – mogą bardzo podnieść miesięczny rachunek. Zwykle blokowałem je zaraz na początku korzystania z usług danego operatora. Z Flexem nie muszę – usługa ma osobne subkonto na płatność za takie usługi i domyślnie jest ono puste. Zanim będziemy w stanie zadzwonić lub wysłać wysoko płatną wiadomość trzeba dodać tam najpierw potrzebne środki – a ponieważ nie da się tego zrobić przypadkiem, jest to zupełnie bezpieczne. Gdyby ktoś się mimo to rozszalał, to i tak jest ustalona górna wartość wydatków miesięcznych tego typu. Mała rzecz, a cieszy. Doceniłem na autostradzie, gdy musiałem zadzwonić pod płatny numer Assistance. Odblokowywanie usług w takiej chwili mogłoby być, delikatnie mówiąc, irytujące.

Orange Flex (fot. Tabletowo.pl)

Na zakończenie

Moja przygoda z Orange Flex jest nadzwyczaj udana. Operator bardzo poważnie potraktował swoje początkowe obietnice. Usługa działa bezproblemowo, jest cały czas rozwijana. Korzystam z eSIM, dwóch kart, VoLTE i VoWiFi. Dodatkowo, pod koniec zeszłego roku sieć Orange wdrożyła (również we Flex) kodek dźwięku EVS (zwany także HD+), który ma za zadanie poprawić jakość rozmów głosowych na potrafiących go obsłużyć urządzeniach. W moim przypadku, nawet sprawiający wcześniej problemy IPv6 zaczął działać na iPhone (lepiej późno, niż wcale). Z czystym sumieniem przekonałem kilka osób do zmiany operatora właśnie na Orange Flex i o ile mi wiadomo, wszyscy są zadowoleni – czego dalej sobie, i wam życzę :)

Wpis powstał przy współpracy z Orange Polska

Exit mobile version