Rok 2007. Każdy wiedział, że zbliża się coś wielkiego. Przecież Apple, w tamtym czasie, było nieprzewidywalne. Ale nikt nie spodziewał się prawdziwej bomby, jaką w ostateczności zaserwował nam Steve Jobs wraz z zespołem.
Początek roku 2007 na kartach technologicznej historii zapisał się jako spokojny, wręcz leniwy okres. Pamiętam, jak dziś, bo moje życie zawodowe bardzo mocno wiązało się z rynkiem IT. Pracowałem wówczas w polskim oddziale R&D Samsunga jako szef zespołu testującego oprogramowanie w telefonach.
W naszych laboratoriach pracowaliśmy nad produktami, które lada moment miały mieć premierę, a więc np. nad Samsungiem SGH-F330 czy nad SGH-U900 Soul planowanym na początek kolejnego roku. Praca fajna, zwłaszcza, że nie każdy i nie zawsze ma okazję bawić się telefonami, o których słyszeli nieliczni (w dodatku wyłącznie pod NDA) oraz które na rynku pojawią się dopiero za pół roku lub nawet później.
Pamiętam, jakby to było wczoraj, gdy zaczęły pojawiać się pierwsze przecieki o tym, że Apple pracuje nad swoim telefonem. Trochę uśmiechałem się przy tym pod nosem, bo widząc jaki mamy lineup telefonów na najbliższe miesiące nie sądziłem, by Apple pokazało coś znacznie lepszego.
Design – tak. W końcu nawet totalny antyfan Jabłka musi przyznać, że, cholera, potrafią zaprojektować pięknie wyglądające sprzęty. Ale funkcjonalnie?
2007 rok to był okres dominacji Symbiana, Windowsa oraz Blackberry. Zespół kolegi obok właśnie rozpoczął prace nad absolutnie fantastycznym telefonem jakim był i780.
Szczyt ówczesnej (dla nas) technologii. Windows 6 Mobile na pokładzie, klawiatura niczym w telefonach od Jeżyny i touchpad, który znacząco ułatwiał obsługę telefonu. Nawet mimo tego, że miał śliczny, oporowy, dotykowy wyświetlacz.
Takie to były czasy.
Gdyby ktoś mnie spytał, jak jednym zdaniem mógłbym określić tamtą sytuację rynkową mógłbym stwierdzić – było spokojnie.
Tort był podzielony pomiędzy producentów. Wydawało się, że w konstrukcji telefonów wymyślono już wszystko, a największym killer-feature na tamte czasy to transmitter FM ;).
A potem pojawił się on – iPhone
Konferencję oglądali niemal wszyscy. Bo w Samsungu nie pracowało się tylko od 8 do 16, po czym wracało się do domów. Tam pracowali pasjonaci, dla których telefony i technologia to był chleb powszedni. Kochaliśmy naszą robotę i każdemu z nas zależało, by wykonywać ją jak najlepiej.
Kiedy więc na scenę wszedł Steve Jobs i wyjął mały, zgrabny telefon, w dodatku pozbawiony klawiszy i do tego obsługujący multitouch… zrobiło się niezręcznie.
Młodsi wiekiem czytelnicy mogą nie wiedzieć, jaki to był przełom. To było coś więcej niż pozbawienie telefonu ramek jak w Samsungu Galaxy S8. To więcej niż bezprzewodowe ładowanie, NFC, czy obsługa VR razem wzięta. To było niczym wprowadzenie komputera IBM PC na rynek.
Steve Jobs 29 czerwca 2007 roku wprowadził na rynek nową filozofię budowania i obsługi telefonów. Okazało się, że można stworzyć piękny telefon z niesamowitym wyświetlaczem, który w dodatku był całkowicie intuicyjny i wygodny.
Świadomość tego, jak konkurencja – również Samsung, u którego byłem zatrudniony – jest z tyłu, była dla nas oczywista. Nagle wszystko to, nad czym pracowaliśmy, przestało mieć znaczenie. Było z miejsca przestarzałe.
Przyznam szczerze – nawet koreańscy menadżerowie, których zaczęliśmy dopytywać o reakcje firmy na ruch konkurencji, odpowiadali nam zdawkowo „to ciekawe, co zaprezentowano”. Ale nie komentowali.
Steve Jobs przewrócił rynek do góry nogami
Można było się śmiać, niczym Steve Ballmer, że nikt tego nie kupi. Można było milczeć, jak zrobiło to LG czy Nokia. Ale jestem pewien, że 29 czerwca gabinety wszystkich firm produkujących telefony były rozgrzane do czerwoności od dyskusji i planu, jak ratować swój biznes. Jak już doskonale wiecie – nie wszystkim się to udało.
Można nie przepadać za zamkniętym ekosystemem Apple’a. Ja nie przepadam za iPhonami głównie przez ich awaryjność. Ale trzeba uczciwie przyznać, że po 2007 roku nic nie było już takie samo.
Samsung potrzebował ponad półtora roku na solidną odpowiedź w postaci pierwszego Galaxy i7500, a i ona nie była usłana różami. Ale tę historię, pozwólcie, że opowiem wam następnym razem.
Dziś mógłbym pogratulować Steve’owi Jobsowi wykonania wspaniałej roboty. Stworzył urządzenie, które wyprzedziło swoją epokę, wprowadzając pod strzechy zaawansowane telefony z banalną obsługą. Dokonał przełomu, na jaki możemy czekać jeszcze wiele lat.
A może wy pamiętacie swoją reakcję na premierę pierwszego iPhone’a? Marzyliście wtedy, by go mieć czy raczej traktowaliście jako ciekawostkę i czekaliście na ruch konkurencji? Sądziliście już wtedy, że iPhone będzie stanowił solidną bazę przychodów Apple? Podyskutujmy w komentarzach!
_
Filip Turczyński – fan technologii mobilnych oraz wyznawca chmury obliczeniowej. Pasjonat gier i uważny obserwator polskiego GameDevu. W wolnym czasie prowadzi bloga o fajnych miejscach w Polsce – Skomplikowane.pl
źródła obrazów: hotkey57.ru, BGR, SensorTower