2 listopada to dla wielu zwykły dzień. Dla mnie natomiast to data o dużym znaczeniu. To właśnie tego dnia, dziesięć lat temu, rozpoczęłam swoją przygodę z pisaniem w sieci, która – dość niespodziewanie – trwa do dziś.
Początki, czyli od przypadku do przypadku
Czasy licealne. Co lepszego do roboty można mieć w drugiej klasie, niż zaciągnięcie się do pracy? Nigdy nie miałam problemów z nauką, więc poświęcenie czasu na coś innego, niż przyswajanie kolejnych treści edukacyjnych, nie było dla mnie żadnym wyrzeczeniem. Co prawda wtedy jeszcze nie myślałam, żeby cokolwiek działać w sieci, to jednak – zgodnie z hasłem “spodziewaj się niespodziewanego” – tak się właśnie stało. W dodatku czystym przypadkiem. I doskonale wiem, że – gdyby nie on – prawdopodobnie Tabletowo nigdy by nie powstało.
Historia może wydawać się zabawna. Któregoś dnia, siedząc przed komputerem, zaczęłam szukać informacji na temat smartfona, który chciałam wziąć w abonamencie – LG Swift. Był to jeden z telefonów sprzedawanych w najniższych abonamentach za złotówkę, a że tylko na tyle było mnie wtedy stać, chciałam wiedzieć czy jego kupno ma jakikolwiek sens, czy może lepiej skierować swoją złotówkę ku innej taniej propozycji, którą miałam do wyboru u operatora.
Szukając opinii na temat LG Swifta, trafiłam w Google na jego recenzję, opublikowaną na łamach Komórkomanii. Zapoznałam się z nią, przeklikałam jeszcze kilka innych tekstów, a moją uwagę przykuł wpis, jeden z pierwszych na stronie głównej, że portal szuka rąk do pracy. Co ciekawe, jednym z kryteriów był fakt, że musi to być kobieta. Pewnie nie pamiętacie, że swego czasu Komórkomanie tworzyły same kobiety… ;) (taki był wtedy pomysł na portal, który kilka lat później trafił w ręce WP).
Stwierdziłam wtedy, że w sumie może warto spróbować. Zawsze wychodzę z założenia, że lepiej jest spróbować, niż później żałować, że się czegoś nie zrobiło. I tak, 2 listopada 2008 roku, w internecie pojawił się mój pierwszy tekst w postaci newsa na Komórkomanii. O czym? Nie pamiętam, ale to bez znaczenia.
Z portalem byłam związana przez 15 miesięcy. W tym czasie napisałam setki wpisów i bardzo mocno uodporniłam się na trolli w komentarzach. To była dla mnie swego rodzaju lekcja życia w internecie, którą bardzo się cieszę, że miałam okazję odbyć akurat tam.
Jak dalej potoczyły się moje losy?
Później dryfowałam po różnych redakcjach technologicznych, ale w żadnej nie zagrzałam miejsca na dłużej niż kilkanaście miesięcy. Przeszłam przez redakcje Mobility, Instalki, Conowego i kilka innych, już nieistniejących. Miło wspominam czas pisania dla innych, ale w pewnym momencie stwierdziłam, że może jednak warto postawić na coś swojego?
Był to dobry pomysł z wielu powodów, ale tak naprawdę najważniejsze były dwa. Po pierwsze, nie miałam nic do stracenia. Jako dziewiętnastolatka mogłam ryzykować – inwestycja finansowa była praktycznie zerowa (koszt domeny i hostingu); za to czas – czas to już zupełnie inna kwestia (zapytajcie moich znajomych… ;)), masa poświęceń i zaangażowanie. Po drugie natomiast, kwestie finansowe nie stanowiły dla mnie problemu, bo moje potrzeby ograniczały się do kupna ciuchów raz na jakiś czas. A gdybym miała wskazać trzeci powód – na studiach dziennikarskich prowadzenie własnego bloga było atutem. Ale to też bez znaczenia, bo rozwój Tabletowo tak mnie pochłonął, że… wspomnianych studiów nie ukończyłam ;)
I tak to się zaczęło – 5 czerwca 2010 roku powstało Tabletowo, które skutecznie zawładnęło moim życiem. Nawet nie wyobrażacie sobie mojej radości, jak po jakiś czasie działalności Tabletowo, pod jednym z wpisów pojawił się pierwszy komentarz kogoś obcego (spoza studiów, rodziny i znajomych). Później pierwsze urządzenia do testów, pierwsze targi MWC w Barcelonie, rozszerzanie redakcji, ciągle rosnące statystyki… i masa satysfakcji, że coś stworzone od zera, tak ładnie się rozwinęło.
Po ponad ośmiu latach nie składam broni, a Tabletowo jest jednym z bardziej liczących się portali technologicznych w polskim internecie. W poniedziałek poinformuję Was o zmianach, jakie nas tu czekają – do naszej ekipy dołączą cztery nowe osoby, dzięki czemu możecie się spodziewać jeszcze większej dawki ciekawych tekstów! Ale szczegóły, pozwólcie, zdradzę Wam dopiero po weekendzie.
Tak sobie myślę… biorąc pod uwagę, że nie mam jeszcze 18tki, to zaczynałam będąc dzieckiem… ;)
A tak serio: mój przykład pokazuje, że jeśli się bardzo chce… to można wszystko. Tylko trzeba próbować i nie poddawać się, gdy różni ludzie rzucają nam kłody pod nogi lub mówią, że nie ma sensu. Ale to temat na inny artykuł. Albo… może nawet książkę? ;)
Pamiętam jak jeszcze kilka lat temu wiele osób w branżowym PR czy z konkurencji twierdziło że to co robi Kasia nie ma sensu, że nie ma miejsca na kolejne takie serwisy i powinna pisać dla kogoś. A Kasia dalej robiła i robi swoje https://t.co/r4daau6W55
— Paweł Piskurewicz (@080286r) November 2, 2018
Fot. główna: Mateusz Wolski Fotografia