Sony WH-1000XM3 – japońska wizja ciszy absolutnej (recenzja)

Jeszcze paręnaście miesięcy temu tytuł króla aktywnej redukcji szumów piastowały słuchawki Bose QuietComfort 35. Nieco później szersze grono odkryło możliwości, jakie oferują flagowe słuchawki japońskiego producenta, których oznaczenie modelowe to Sony WH-1000XM2. Nie dalej jak w połowie grudnia, na polskim rynku zadebiutował następca legendarnych nausznych słuchawek, czyli Sony WH-1000XM3. Tak się złożyło, że miałem okazję wziąć je na warsztat i muszę przyznać, że zatrudnieni przez japońską firmę specjaliści naprawdę się postarali.

Specyfikacja techniczna

Jeżeli uważnie śledzicie Tabletowo, to na pewno wiecie, że Sony WH-1000XM3 to nie pierwsze słuchawki ze stajni tego producenta, z którymi przyszło mi się zmierzyć w formie recenzji. Wcześniej okazję tę miały Sony h.ear on 2 (WH-900N), do których będę się jeszcze kilka razy odwoływał w tym tekście. Oczywistym jest, że zmiany między tymi dwoma modelami są ogromne, ale powtarza się jedno – szerokie informacje na temat słuchawek na stronie producenta. Jeżeli nie jesteście zainteresowani cyferkami, to czeka Was trochę przewijania ;).

  • waga: ok. 255 g,
  • typ słuchawek: zamknięte, dynamiczne, wokółuszne,
  • przetwornik akustyczny: 40 mm, kopułkowy (cewka dźwiękowa CCAW), magnes neodymowy, membrana z polimerów ciekłokrystalicznych powlekanych aluminium,
  • impedancja przy 1 khZ: 47 omów przy połączeniu przewodowym i włączonym urządzeniu; 16 omów przy połączeniu przewodowym i wyłączonym urządzeniu,
  • pasmo przenoszenia: 4 – 40000 Hz przy połączeniu przewodowym, 20 – 20000/2 – 40000 przy połaczeniu Bluetooth w zależności od próbkowania,
  • czułość przy 1 kHz: 104,5 db/mW przy połączeniu przewodowym i włączonym urządzeniu; 101 db/mW przy połączeniu przewodowym i wyłączonym urządzeniu,
  • regulacja głośności: czujnik dotykowy,
  • przewód: jednostronny (odłączany), długość około 120 cm, przewody OFC, wtyk pozłacany kątowy,
  • inne: NFC, DSEE HX, praca w trybie pasywnym,
  • czas ładowania akumulatora: około 3 godziny (poprzez USB typu C),
  • czas pracy akumulatora: ciągłe odtwarzanie muzyki – do 30 godzin przy włączonej redukcji szumów, do 38 godzin przy wyłączonej redukcji szumów,
  • Bluetooth: 4,2 m, zasięg do około 10 m w linii wzroku,
  • profil / formaty audio /systemy ochrony treści: A2DP, AVRCP, HFP, HSP / SBC, AAC, aptX, aptX HD, LDAC / SCMS-T,
  • redukcja hałasów: osobisty optymalizator NC, optymalizacja ciśnienia atmosferycznego, tryb dźwięków otoczenia, szybkie przełączanie,
  • wersje kolorystyczne: srebrny, czarny.

Cena w momencie publikacji recenzji: 1699 złotych

Zestaw sprzedażowy

Tym razem nie zabrakło sztywnego etui, w którym odnajdziemy złożone słuchawki oraz specjalnie wydzieloną przestrzeń, w której w odpowiednich przegródkach znajduje się kabel USB typu C, kabel AUX oraz przejściówka samolotowa. Krótko i na temat.

Jeżeli już przy zestawie sprzedażowym jesteśmy, to muszę przyznać, że etui zrobiło na mnie niezwykle pozytywne wrażenie. Zapewnia wystarczającą ochronę dla słuchawek, nie zajmuje zbyt wiele miejsca, a przy okazji producent pomyślał o zapewnieniu miejsca dla wszystkich niezbędników – ponad wszelka wątpliwość nie zapomnicie o kablu do ładowania, przewodzie audio „na wszelki wypadek” oraz w wielu przypadkach zbędnej przejściówce samolotowej.

Dosyć ciekawym rozwiązaniem jest uwzględnienie „ucha”, za które możemy złapać lub zawiesić etui. Nie sposób nie wspomnieć o specjalnej siatkowej kieszonce na pokrowcu – ta nie dość, że uatrakcyjnia jego design, to ma też aspekt praktyczny. Na ten moment wszystko wydaje się być w stu procentach przemyślane i tak naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Nawet kolor kabla AUX jest zgrany z wersją kolorystyczną słuchawek, czego dla odmiany nie można powiedzieć o przewodzie ładującym ;).

Wzornictwo i jakość wykonania

Jeżeli chodzi o wzornictwo, to to jest dosyć podobne do znanego mi już designu ze wspomnianych Sony h.ear on 2. Jednak w tym przypadku muszla jest nieco mniej agresywna, bo zwyczajnie zaoblona. Słuchawki trafiły do mnie w wariancie jasnoszarym, w przypadku którego pojedyncze detale są wykończone kolorem złotym, ale dostępna jest także wersja czarna, w której dopatrzeć się można miedzianych elementów. Nie ukrywam, że do mojego serca znacznie bardziej przemawia ta druga, choć nawet w tym wariancie słuchawki prezentują się po prostu dobrze.

Oprócz wspomnianych detali, w Sony WH-1000XM3 nieznacznie wyróżnia się pałąk, który jest nieco jaśniejszy niż pozostałe elementy. Ogólnie rzecz ujmując – jest dokładnie tak samo, jak w przypadku recenzowanych przeze mnie niegdyś słuchawek Sony – minimalistyczny design i jednolita kolorystyka to połączenie, które bardzo do mnie przemawia. Trzeba przyznać, że japońscy inżynierzy mają pomysł na to, jak mają wyglądać ich słuchawki i choć na mojej twarzy pojawia się nieznaczny uśmiech, kiedy pomyślę o tym, jak zbliżone wizualnie są do siebie modele z zupełnie różnych kategorii cenowych, to w tym aspekcie nie mam słuchawkom nic do zarzucenia.

Jeżeli chodzi o same wymiary, to nauszniki są wymierzone „na styk” – słuchawki bez problemu mieszczą moje małżowiny, jednak nie pozostawiają im zbyt wiele miejsca. W przypadku słuchawek mobilnych jest to jak najbardziej zaleta – zwłaszcza, że również głębokość nausznic jest wystarczająca. Moją uwagę zwrócił jednak pałąk, który jest w gruncie rzeczy bardzo krótki i chyba tylko osoby o niewielkich głowach nie będą musiały używać obustronnej, dziewięciostopniowej regulacji, żeby dopasować słuchawki pod siebie. W moim przypadku konieczne jest rozsunięcie wszystkich osiemnastu „stopni”, jednak wtedy Sony WH-1000XM3 bez żadnego problemu mieszczą moją, nie najmniejszą zresztą, głowę. Muszę jednak przyznać, że dosyć specyficznie to wygląda – słuchawki na głowie sprawiają wrażenie wręcz filigranowej. Ale to chyba zaleta, prawda?

Jeżeli chodzi o jakość wykonania, to producentowi nie można nic zarzucić. Oczywiście większość elementów słuchawek jest z plastiku, a metal pojawia się wyłącznie w pojedynczych miejscach, ale tworzywo sztuczne jest dobrej jakości, jest rewelacyjnie spasowane i miłe w dotyku. Jeżeli chodzi o pałąk, to ten pokryty jest materiałem podobnym do ekoskóry, wewnątrz którego skrywa się miękka gąbka i ten element po prostu bez zarzutu spełnia swoją rolę. Jeżeli chodzi o nausznice, to te pokryte są prawdopodobnie tym samym materiałem, jednak w środku znajduje się zupełnie coś innego. Wypełniająca pady gąbka lub pianka odkształca się z pewnym oporem, adekwatnym do swojego zastosowania, jednak w minimalnym stopniu zachowuje się jak memory foam zachowując przez chwilę swój kształt. W połączeniu z przyzwoitym dociskiem sprawia to, że słuchawki bardzo dobrze przylegają do głowy nie naciskając na nią zbytnio.

Nietrudno jednak zauważyć, że materiał na nausznikach dosyć szybko łapie ślady zużycia i po moim kilku tygodniowym użytkowaniu sprawia wrażenie wymiętego i wręcz zapadniętego. Zdecydowanie skłaniałbym się ku stwierdzeniu, że to feature, a nie bug, gdyż wnętrze nauszników sprawia wrażenie ceratkowego, a producent sprawia wrażenie świadomego, iż ta część urządzenia musi dostosować się nieco do użytkownika i – co za tym idzie – nieco odkształcić. Niemniej, czułem potrzebę zakomunikowania Wam o tej drobnostce estetycznej.

Obsługa i codzienne użytkowanie

W przypadku Sony WH-1000XM3 mamy do czynienia z dwoma guzikami fizycznymi oraz dotykowym panelem sterującym. Pierwszy z przycisków, Power, służy do włączenia, wyłączania urządzenia, a także uruchomieniu trybu parowania przy dłuższym przytrzymaniu podczas włączania. Jeżeli aktualnie słuchawki są włączone, a my postanowimy krótko kliknąć ten guzik, to miły głos oznajmi nam, jaki jest przybliżony stan naładowania słuchawek. Ten sam głos będzie informował nas o włączaniu, wyłączaniu, parowaniu oraz aktualnym trybie redukcji szumów.

Drugi przycisk, oznaczony jako NC/AMBIENT, jest znacznie ciekawszy. Przełączamy się dzięki niemu między trzema trybami – wyłączonej kontroli Ambient Sound, Ambient Sound oraz Noise Cancelling. Do tej części wrócimy później, jednak nie sposób pominąć tego, że słuchawki mają jeszcze tryb optymalizacji redukcji szumów. Po dłuższym wciśnięciu omawianego przycisku usłyszymy komunikat Optimizer start, a zaraz po nim serię różnych tonów oraz Optimizer finished. Funkcja ta dostosowuje aktywną redukcję szumów do panującego ciśnienia atmosferycznego, a także kształtu naszej głowy. Przyznam szczerze, że byłem nieco zdziwiony takim stanem rzeczy, jednak po przetestowaniu optymalizacji w różnych ułożeniach słuchawek usłyszałem różnicę. Jak zaleca sam producent, należy wykonać optymalizację jednokrotnie, a potem powtarzać ją w przypadku zmiany sposobu noszenia słuchawek (jak na przykład zmiana fryzury) oraz ciśnienia atmosferycznego. W domowych warunkach to drugie zawsze wynosiło 1 atmosferę, więc nie podzielę się z Wami wrażeniami na temat tej części – niestety, nie udało mi się zabrać Sony WH-1000XM3 na samolotową wycieczkę.

Panel dotykowy znajduje się na prawej muszli i jego obsługa jest dokładnie taka sama, jak w przypadku przywoływanych już kilkukrotnie Sony h.ear on 2. Ponownie jestem zachwycony prostotą połączoną z funkcjonalnością – poprzez miźnięcia w odpowiednią stronę możemy sterować głośnością, a także przełączać piosenki, zaś Play/Pause jest wywoływany dopiero po dwukrotnym stuknięciu, co zapobiega omyłkowym zatrzymaniom. Nie zabrakło radykalnego przyciszenia muzyki oraz włączenia Ambient Sound w maksymalnym stopniu w przypadku przyłożeniu całej dłoni do muszli, dzięki czemu możemy komfortowo odsłuchać komunikat na dworcu czy lotnisku, a także usłyszeć naszego rozmówcę, bez zdejmowania słuchawek.

Warto jeszcze nadmienić, że słuchawki wspierają Asystenta Google, o czym informuje nas nawet zamieszczona w środku specjalna ulotka, a także nalepka na pudełku. Niestety, podczas pisania tej recenzji, inteligenty asystent od giganta z Mountain View jeszcze nie jest dostępny po polsku (nie zgraliśmy się o dosłownie kilka dni ;)), więc muszę z przykrością poprzestać na tym ubogim akapicie.

W kontekście obsługi i codziennego użytkowania słuchawek Sony WH-1000XM3 muszę wspomnieć o aplikacji Headphones Connect, którą dorzuca nam producent. Zawsze przy takiej okazji wspominam, że nie jestem fanem zmuszania użytkowników do używania oprogramowania producenta, ale muszę pochwalić Sony za brak nachalności i funkcjonalność w jednym. W górnej części możemy podejrzeć ogólny status słuchawek, kolejną część poświęcono funkcji Adaptive Sound (której ja poświęciłem osobny akapit ;)). Nieco niżej znajduje się miejsce, w którym możemy kontrolować funkcję Ambient Sound, czyli przekazywania do naszych uszu dźwięków otoczenia przez słuchawki. Najniższy poziom jest równoznaczny z anulowaniem szumów, kolejny odpowiada wyłącznie za wyciszanie wiatru, a następnie możemy dostarczać dźwięki do naszych uszu w dwudziestostopniowej skali – im większy poziom, tym więcej usłyszymy. Warto w tym momencie zaznaczyć, że możliwe jest zaznaczenie Focus on Voice, dzięki której wzmacniane będą głosy innych osób, zaś hałasy otoczenia pozostaną względnie wyciszone.

Kolejna zakładka aplikacji to omówiona już optymalizacja funkcji wyciszania dźwięków. Dalej zaczynają się bajery, takie jak kontrola pozycji dobiegającego do nas dźwięku, symulacja otoczenia, equalizer i Now Playing, czyli podejrzenie i kontrola aktualnie używanych multimediów. Warto nadmienić, że z bajerów skorzystać możemy wyłącznie w przypadku ustawienia priorytetu połączenia na jego stabilność, a nie na jakość dźwięku – ja przez niemal cały czas testowania słuchawek wolałem postawić na to drugie, a więc kodek LDAC, przez co niestety na temat equalizera nie mogę wypowiedzieć się nic ponadto, że jest i działa.

W dolnej części aplikacji znajdziemy jeszcze możliwość włączenia lub wyłączenia DSEE HX, czyli autorskiej funkcji producenta odpowiedzialnej za „wyciskanie” największej liczby szczegółów ze słabszych nagrań. Niżej już tylko możliwość zmiany funkcji NC/AMBIENT na przycisk kontrolujący Asystenta Google oraz możliwość ustawienia czasu bezczynności, po którym słuchawki automatycznie się wyłączą.

A co z tym Adaptive Sound Control? Funkcja ta jest odpowiedzialna za automatyczne wykrycie naszej aktywności oraz dostosowania funkcji Ambient Sound pod panujące wokół warunki. Słuchawki automatycznie rozpoznają, czy siedzimy/stoimy w miejscu, spacerujemy, biegniemy lub znajdujemy się w środku transportu i na tej podstawie mniej lub bardziej wyciszy dźwięki otoczenia, co oczywiście możemy dostosować pod swoje własne potrzeby. Podczas całego okresu testów, funkcja Adaptive Sound Control ani razu nie zawiodła i muszę przyznać, że… jestem w niej zakochany. Oczywiście aktywna redukcja szumów jest wspaniała, ale podczas spacerów dla własnego bezpieczeństwa lepiej słyszeć choć trochę otoczenia, a dzięki temu nie musimy samodzielnie nad tym panować. Niby takie proste, a w wyraźnym stopniu ułatwia utrzymanie w ryzach wyciszanie hałasów. Muszę jednak przyznać, że podczas normalnych, domowych hałasów funkcji zdarzało się nieco gubić.

Cały ten akapit staje się już dosyć długi, ale chciałbym kilka słów poświęcić jeszcze komfortowi użytkowania. Muszę powiedzieć, że jest naprawdę nieźle, choć Sony WH-1000XM3 na pewno nie zajmą u mnie pierwszego miejsca na liście najwygodniejsze słuchawki, z jakimi miałem styczność. Dobrą robotę robi całkiem niska waga całości, co w połączeniu z przyzwoitym dociskiem przez dobrze skonstruowane nauszniki oraz wygodnym pałąkiem składa się na całkiem komfortową całość. Mimo wszystko, wolałbym aby oferowana przez muszle przestrzeń na małżowiny uszne była odrobinę większa, gdyż po dłuższym czasie czułem specyficzny ucisk. Nie jest jednak tak, że słuchawki są niewygodne – powiedziałbym, że to taka czwórka (no, może z małym plusem) w pięciostopniowej skali.

Spis treści:

  1. Wzornictwo i jakość wykonania. Obsługa i codzienne użytkowanie
  2. Jakość dźwięku, Noise Cancelling i stabilność połączenia. Bateria. Podsumowanie